
Splot dziwnych wypadków sprawił, ze końcem lutego zamiast przecierać nowe szlaki Riły, Pirynu czy choćby Gorców wylądowaliśmy na chwilę w Vojvodinie... Ta część Serbii jest taka ... nie serbska, co dla mnie ma wydzwięk pozytywny, gdyż nie należę do fanów tego dziwnego kraju. Ale zarówno w Suboticy, którą miałam już okazję zobaczyć w lecie jak i w Paliću atmosfera jest iście środkowoeuropejska. Wille z przełomu XIX i XX wieku, dębowe aleje, małe schludne kościółki - brakowało mi jedynie portretu Jego Cesarskiej Mości na ścianie - ale ... może nie szukałam zbyt intensywnie:) W rejonie powszechnym środkiem transportu jest rower - to kolejny dowód na to, ze Vojvodina to juz inna strefa kulturowa (zawsze pokrywam sie gęsią skórką na myśl o uzyciu tego wynalzaku np. w Sofii :)
W tej dawnej prowincji CK monarchii zamieszkuje dziś 26 różnych grup etnicznych, a w oficjalnym użyciu jest 6 języków !!! Zdecydowanie to kolejne miejsce na szlaku moich wymarzonych podrozy... tymczasem pozostaje mapa, kawa i snucie wyprawowych planów - w obecnych warunkach atmosferycznych każdy kontakt z tak zwanym "światem zewnetrznym" grozi długotrwałą depresją...